Wiele
razy i wielu ludzi namawiało mnie na wakacje pod namiotem. W końcu tym namowom
uległam. Rozbiłam namiot na podwórku i spędziłam w nim całe osiem godzin.
Prawie się udusiłam, więc nie musicie zgadywać, że do fanów tego typu wypadów
nie należę.
Ten, kto czytał post o pakowaniu bagaży,
prawdopodobnie zauważył, że nie jestem fanką planowania, układania, dobierania ubrań
i skrupulatnego przygotowywania się do jakiejkolwiek wyprawy. Oczywiście robię
sobie listę potrzebnych rzeczy, żeby przypadkiem czegoś nie zapomnieć, co i tak
mi się od lat zdarza, ale zdecydowanie wolę swoją starą metodę „na wariata”.
Poza tym nasłuchałam się opowieści znajomych jak to im zalało namioty, rodziców
jak smażyli się przez tydzień na środku pola namiotowego, a kiedy w końcu przenieśli
się do lasu, prawie zjadły ich komary. Wszyscy, którzy opowiadali mi swoje
kempingowe historie, byli prawie tak podekscytowani jak ja, w środku zaciekłej
dyskusji i prawdopodobnie dlatego postanowiłam się przekonać jak to jest.
Osobom, które mają klaustrofobię, fobię mycia rąk albo czegoś innego, fioła na
punkcie czystej żywności albo tym, którzy boją się pająków, robaków,
jaszczurek, etc. szczerze odradzam wakacje pod namiotem. Ale ponieważ doskonale
wiem, że każdy ma ulubione sposoby na spędzanie urlopu nie pominę więc tych,
którzy kochają spartańskie warunki.
Klamoty
niezbędne
Przy wyprawie na pole namiotowe
szczególnie ważna jest dobra lista rzeczy do zabrania. Bagaż bowiem nie jest
już tylko walizką, której waga jest ograniczona rygorystycznymi limitami.
Wytrzymały duży plecak, który podobno jest w tym przypadku najlepszym wyborem,
musi pomieścić nie tylko ubrania, bieliznę czy buty, ale także jedzenie i
bardzo potrzebne turyście sprzęty. Oczywiście nie można też zapomnieć o samym
namiocie, śpiworach i karimatach. Osoby, które wolą spać na dmuchanych
materacach muszą się też zaopatrzyć w jakąś pompkę i taśmy, dzięki którym zakleją
dziury (w materacu), jeśli zajdzie taka potrzeba. W razie ulewy przyda się też
duża folia – może być taka, jaką zabezpiecza się meble i podłogi podczas
malowania – żeby namiot Wam nie zmókł. Skoro jesteśmy już przy mokrych
sprawach, postarajcie się postawić namiot jak najdalej od rzeki czy jeziora,
poza tym im wyżej tym lepiej (pomijając momenty, kiedy rozpęta się burza).
Prawie bym zapomniała o tych wszystkich linkach do mocowania namiotu i młotku
do wbicia kołków. To ustrojstwo też trzeba spakować. Poza tym jeszcze scyzoryk,
latarka, sznurek i „żabki” do suszenia prania, zapalniczka/zapałki, worki na
śmieci i ewentualnie nożyczki. Miseczki, garnek, patelnia, przenośna kuchenka/grill
(+węgiel/brykiet czy coś), sztućce, deska do krojenia, płyn do mycia naczyń i
termos. Później jeszcze coś do jedzenia, najlepiej konserwy czy dania „w 5
minut” i jakieś przyprawy. Oprócz podstawowych ubrań trzeba wziąć też zestaw
zapasowy, bo nigdy nie wiecie ile Wam ukradną, ewentualnie jak długo będą się
suszyć te uprane dzień wcześniej. I najważniejsze! Apteczka w wersji
„Ful-wypas”. Oczywiście można jeszcze ze sobą zabrać parę książek parasolkę i
parasol podwórkowy, karty, piłki i składane krzesełka. I koniecznie duży zapas czegoś przeciwko komarom.
Generalnie pakujecie do plecaka pół domu
i jedziecie na dwa tygodnie tanich wakacji „Spartańskie All Inclusive”. Żadne,
nawet bankrutujące, biuro podróży nie zapewni Wam takich wrażeń jak urlop pod
namiotem z nutą kapryśnej, polskiej pogody.
Co
wybierzesz?
Prawda jest taka, że niewielu Polaków
decyduje się na taki rodzaj wakacji, bo chociaż namiot zapewnia większą swobodę
i gwarantuje niższe koszty, to ludzie nadal mają wrażenie, że brak komfortu
zniszczy im całą frajdę z urlopu. Weterani pewnie potwierdzą, że warunki na
polach namiotowych ciągle się poprawiają, a nowe technologie sprawiają, że
namiot nie przecieka już tak jak kiedyś. Mimo wszystko mam wrażenie, że
większość naszych rodaków prędzej wydałaby miesięczną pensję na coś, co nazywa
się obozem przetrwania z parkiem linowym obok, co tak naprawdę wygląda prawie tak
samo jak tanie wakacje pod namiotem. W prawdzie bez tego małpiego gaju dla
dużych dzieci, ale z masą innych przeszkód do pokonania. Przyznam się bez
bicia, że sama też bym pewnie, głupia, wydała całą pensję na obóz (taka
lansiarska nazwa). Na szczęście póki co jestem „bezetatowa”, więc nie mam dylematów
na co wydać swoje ciężko zarobione pieniądze.
fot. www.yourmomhatesthis.com
fot. www.yourmomhatesthis.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz