poniedziałek, 30 czerwca 2014

"SZTUKA ŁĄCZENIA" - RECENZJA

„To przypomina strych (…) Przechowujesz tam swoje rzeczy, ale ktoś bez przerwy wrzuca na wierch koc i puste pudła, tak, że nie możesz znaleźć tego, czego szukasz.”

Teoretycznie nie powinnam zaczynać zapowiedzi czy recenzji od cytatu, ale stało się. Nie mogłam inaczej, bo to właśnie ten fragment jest centrum całej pozycji. Nie żadna Lillian i jej restauracja tylko Isabelle i jej choroba, przynajmniej dla mnie. Może i większość bohaterów książki, napisanej przez Ericę Bauermeister, poznali się u Lillian, ale tak naprawdę przedstawiana w blurbie, jako specjalistka od łączenia smaków i ludzi, główna bohaterka wcale główną nie jest. Każda z przedstawionych tutaj postaci jest uprawniona do posiadania tego zaszczytnego tytułu. Wszyscy są na równi, historie każdej osoby przedstawiane są bardzo szczegółowo, nawet żona Ala, która na kursie gotowania u Lillian wcale nie była ani też nie pracuje w jej restauracji. Chociaż wszystkie osoby w jakiś sposób się ze sobą łączą, to każdy rozdział jest osobną opowieścią o życiu czy przeciwnościach losu, z jakimi bohaterowie muszą sobie radzić na co dzień. Sytuacje się zazębiają, jeden wpada na drugiego, a wszystko to doprawione zostało nazwami potraw, z którymi pierwszy raz spotkałam się właśnie w tej książce. Nie będę ukrywać, że wybitną kucharką nie jestem, tak samo jak na wielkich miłośników wcale nie wychodzą bohaterowie „Sztuki łączenia”. Gotowania jest niewiele, a książka jakkolwiek ciepła, nie należy raczej do zabawnych. Zdecydowanie lepiej pasuje tu słowo „wzruszająca”. Nie jestem osobą płaczącą nad książkami, może dlatego, że osobiście wolę kryminały albo czarny humor połączony z abstrakcją, ale tym razem uroniłam jedną malutką łezkę. Może Wam się wydawać, że książka mi się nie podoba, że jest do bani. Zapewniam, że dla wszystkich, którzy za ckliwymi historyjkami delikatnie mówiąc nie przepadają, taka właśnie będzie. Jednak muszę jej przyznać, że ma w sobie coś ujmującego, a poza tym nie jest droga (kupiłam ją za 14,90 zł w Empiku), nie pożera zbyt dużo czasu (połknęłam ją w jeden wieczór), jest mała i ma dość dużą czcionkę. Ma więc nie tylko walory w postaci poruszających historii, ale też zalety czysto techniczne.


Gdybym miała ją oceniać w jakiejś skali z pewnością nie uplasowałaby się szczególnie wysoko, ale szczerze mogę ją polecić jako babską pozycję na plażę. Jest mała i lekka, więc nie zgarnie Wam ani dużo miejsca ani cennych kilogramów bagażu. Litery nie będą się zlewać pod wpływem promieni słonecznych, a wyraźnie zaznaczone akapity pozwolą na częste przystanki w lekturze, kiedy znajomi zaciągną Was do morza albo jakiś przystojniak poprosi o podanie piłki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz