Za
oceanem to święto narodowe. U nas wdzięcznych jest raczej niewielu, więc, choć
może wydać się to dziwne, trudno zorganizować grubą imprezę. Fakt, że od tegorocznej parady Macy’s minęło
już jakieś milion innych ciekawych wydarzeń, ale ja dopiero teraz skończyłam
„świętować”.
Mogłabym, jak co roku, dziękować za
wielu ludzi, wiele rzeczy i wiele nowych doświadczeń, ale muszę przyznać, że to
trochę nudne. Podziękuję więc za to, że nie wszyscy w Polsce są tolerancyjnie
nastawieni do różnorodności. Dzięki takim „konserwatystom” inni ludzie mogą
sobie w życiu znaleźć misję do wypełnienia. Dziękuję za „sfałszowane” wybory i
inne polityczne zawieruchy. Dzięki nim ludzie znajdują pracę w kolejnych
komisjach i takich tam. Szkoda, że to praca nie dla mnie. Ale wróćmy do tematu,
bo miałam się skupić na tym, za co by tu podziękować. Dziękuję jeszcze za
wszystkie zakorkowane ulice, przez które przyszło mi przejeżdżać w godzinach
szczytu. Dzięki nim odsłuchałam już prawie wszystkie zaległe płyty. Plus kilka
razy pod rząd moją ulubioną. Dziękuję również za to, że ostatnio w ogóle nie
mam czasu na pierdoły, bo w końcu ten czas zaczęłam doceniać. Dziękuję wreszcie
za kierowców idiotów, którzy zamiast zwolnić przed przejściem dla pieszych
próbują jak najszybciej dojechać do świateł. Czerwonych, żeby było ciekawiej.
Całe życie nie stanęło mi przed oczami, ale o tym, że mogłoby mnie już nie być,
nie mogę przestać myśleć. Nie, w cale nie dlatego, że mogłaby zginąć na
miejscu, nie żegnając się z nikim. Bardziej dlatego, że jakbym miała leżeć
połamana przez miesiąc, to na samą myśl o tym, umarłabym z nudów.
A tak zupełnie na poważnie to dziękuję
Wam, że nadal tu zaglądacie. Bywa, że częściej niż ja sama.
fot. livingthankfully.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz