poniedziałek, 8 grudnia 2014

WARSZAWA SIĘ ŚWIECI

Plac Zamkowy w Warszawie w wydaniu Mikołajkowym to zdecydowanie gruba sprawa. Więcej ludzi zejść się chyba nie mogło. Młodzież, dziadkowie i rodziny z dziećmi. Byli absolutnie wszyscy, łącznie ze świętym Mikołajem.

W sobotnie popołudnie centrum stolicy stanęło w korku. Z resztą bądźmy szczerzy. Którego wieczora z równania Warszawa + ulice + samochody nie wychodzi korek? Pytanie czysto retoryczne. Tym razem mimo wszystko było wyjątkowo, bo przyjechał święty Mikołaj. Dzieci w sumie mogłyby się pogubić. Niedawno mówili, że Mikołaj umarł. A później, mimo wszystko, autobus Coca-Coli, którego wyjazd zawsze nadzorował brodaty, pojawił się na ulicach Warszawy. Żeby nie było nikomu mało, pod poduszkami brzdące jednak znalazły jakieś prezenty, a na sam koniec uroczy pan w czerwonym stroju wraz z masą elfów przejechał w wypasionych saniach przez Krakowskie Przedmieście. No można się pogubić, sami przyznacie. Następnego dnia wrócił tą samą drogą w formie rozpączkowanej, sztuk około dwustu, każda na motocyklu. Niby szybko nie jechali, ale zanim się ustawiłam zdjęłam rękawiczki i włączyłam w telefonie funkcję nagrywania wideo mijała mnie już tylko końcówka peletonu, czyli dwa „ogórki” wypełnione dzieciakami. Odpuściłam.
Mimo wszystko muszę przyznać, że weekendowymi uroczystościami byłam jestem zachwycona jak brzdąc, który nie ma jeszcze zielonego pojęcia, że święty Mikołaj zwyczajnie nie istnieje.

Ale wracając do soboty mam dla Was dobrą radę. Jeśli za rok będziecie się wybierać na taką imprezę, nie przychodźcie godzinę później. Po pierwsze ominie was godzina imprezy, po drugie w połowie drogi będziecie mieli ochotę się poddać.  Przedrzeć się przez dziki tłum idący przed, z i za saniami świętego Mikołaja, który ma ogromną moc "perswazji", jest nie lada wyzwaniem.


Ale Warszawo nie ważne, żeś taka liczna. Nie ważne, że czasem dziwna. Ważne, Warszawo, że masz w sobie coś urzekającego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz