Wiele
razy gryzę się w język, kiedy rozmawiam z ludźmi na tematy polityczne. Często bronię
się przed wyrażaniem swoich poglądów politycznych, żeby pozwolić wypowiedzieć
się innym, bo od zawsze uważam, że żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo do swoich
przekonań. Dzisiaj doszłam do wniosku, że to prawo przydzielałam każdemu poza
sobą.
Wcale nie chcę wykrzykiwać swoich prawd
na temat życia. Wcale nie mam zamiaru przekonywać do swoich racji. Chcę tylko
powiedzieć, że za kilkadziesiąt godzin zagłosuję na Bronisława Komorowskiego.
Kilka dni temu, odruchowo widząc na
swojej ścianie, na jednym z portali społecznościowych, wydarzenie dotyczące II
tury wyborów kliknęłam ikonkę dołącz. Uznałam, że skoro inni dołączają do wydarzeń
związanych z wyborami prezydenckimi ja też to zrobię, bo przecież i tak na
wybory zawsze chodzę, więc co mi szkodzi. Niestety po kilkudziesięciu minutach
dostałam wiadomość od starego znajomego, że oszalałam, postradałam zmysły,
zgłupiałam. Otrzymałam również pytania: jak mogę głosować na zdrajcę Polski oraz
czy w ogóle jestem patriotką. Przyznaję byłam w szoku. Nigdy nie uważałam się
za alfę i omegę czy wybitnie inteligentną, ale okazało się, że nawet moje wcale
nie za wysokie poczucie własnej wartości, wyglądało przy nowej opinii na mój
temat bardzo imponująco. Zaczęłam grzecznie dopytywać mojego rozmówcę o jego
wizję patriotyzmu, ale rozmowa utknęła w martwym punkcie, bo chwilowej przerwie
nie chciał już wrócić do tematu. Na temat mojego rozmówcy nie będę się
rozwodzić, bo nie w tym rzecz. Kolejnym szokującym dla mnie wydarzeniem z
tamtego wieczoru było ujrzenie na stronie głównej (wciąż tego samego portalu
społecznościowego) kilku zdań wspólnego znajomego – mojego i mojego rozmówcy.
Śmiem podejrzewać, że również tyczyły się mojej osoby, bo oskarżenia padające w
wyżej wymienionym poście pokrywały się z wiadomością, którą otrzymałam chwilę
wcześniej. Dodatkowo przeczytałam również, że naród jest ślepy i dowiedziałam się,
że mój znajomy nie toleruje gdy zaprasza się go do podobnych wydarzeń lub
namawia na głosowanie na kandydata, na
którego głosuję ja. Otóż jeśli chodzi o moją osobę, nikogo do wydarzenia nie
zapraszałam i nie namawiałam ani znajomych, ani rodziny, ani tym bardziej
obcych ludzi do głosowania w nadchodzących wyborach na obecnego prezydenta.
Sytuacja, którą przed chwilą Wam
opisałam, poruszyła mnie, ku nieszczęściu wyżej wspomnianych osób, do napisania
tego tekstu i zaznaczenia, że teraz jeszcze jestem jeszcze bardziej pewna, że
chcę zagłosować na Bronisława Komorowskiego. Nie chcę bowiem żyć w kraju, w
którym za odmienne poglądy jest się wyśmiewanym, wytykanym palcem i wyszydzanym.
Chcę zmian, to prawda. Jednak nie chcę zmian na gorsze. Nie chcę, żeby karano
mnie za to, że nie mogę mieć dzieci, a jednak bardzo tego pragnę. Nie chcę być
wsadzana do więzienia za to, że chcę kogoś kochać. Nie chcę wreszcie być
gnębiona za to, że chociaż jestem katoliczką, nie chodzę do kościoła i uważam,
że to zwyczajna instytucja, a w szkołach kategorycznie, bez żadnego wyjątku
trzeba, a nie tylko powinno się, wprowadzić alternatywną etykę, żeby młodzi
mogli wybierać jeśli mają taką potrzebę. Nie chcę również żyć w kraju, który łączy
prawo cywilne, karne etc. z prawem kościelnym, bo nie chcę żyć w państwie
wyznaniowym.
Chcę natomiast żyć w państwie, które
szanuje drugiego człowieka bez względu na rasę, płeć, światopogląd czy
orientację seksualną. Chcę żyć w państwie, które jest racjonalne i nie próbuje
wzniecać ognia na każdym możliwym kroku. Chcę żyć w państwie, które jest
przyjazne ludziom, którzy chcą działać i mogą działać. Chcę wreszcie żyć w
państwie, które liczy się z obywatelem, a nie tylko ze swoją wizją na
obywatela.
Nasz kraj nie jest idealny. Nie są idealne:
nasza gospodarka, nasza polityka, nasza służba zdrowia i edukacja. Nie jesteśmy
wreszcie idealni my sami. Każdy ma swoje wartości i każdy swoje uznaje za te
bardziej właściwe, co nie znaczy, że powinien je traktować jako jedyne słuszne.
Zostałam wychowana w przekonaniu o tym,
że drugi człowiek, to taka osoba mi równa i powinnam traktować ją tak, jak sama
chciałabym być traktowana. Nauczono mnie, że każdy ma swoje poglądy i każdy
może wierzyć w innego Boga, co trzeba szanować i starać się zrozumieć, a nie na
siłę zmieniać. Jeśli jednak nie uda mi się zrozumieć, należy podać drugiej
stronie rękę na pożegnanie. Pokazano mi również, że ludzi, tak jak książki, nie
ocenia się po okładce, więc staram się z nimi rozmawiać. Staram się słuchać ich
racji nawet w sytuacji, gdy tych racji nie podzielam. W ogólnym rozrachunku
każdemu z nas chodzi o to, żeby było lepiej niż jest. Każdy ma jednak swoją
wizję jak do tego „lepiej” dojść. Ja pójdę swoją drogą, Wy wybierzecie swoją,
bo w końcu żyjemy w wolnym kraju, w którym każdy może podjąć własną decyzję.
aż musiałem odkopać jakiś polityczny post, po przeczytaniu "Co z tymi babami?" ;)
OdpowiedzUsuńI choć ten artykuł ma nieco inne nastawienie i wymowę, to doznałem cichej satysfakcji, widząc, że jesteśmy po tej samej stronie ;)