piątek, 9 października 2015

NAJSZYBSZY TRANSPORT W MIEŚCIE

CZYLI UROJENIA KOBIETY DWADZIEŚCIA PLUS

Są w życiu człowieka różne chwile. Są chwile szczęścia, smutku czy żalu. Są też momenty zwątpienia i rozgoryczenia, ale bywa, że zdarzają się też chwile grozy. W filmach wszystko jest proste. W życiu raczej skomplikowane.






Podejrzewam, że nie ja jedna znam takie osoby, które podczas filmu grozy krzyczą wydając polecenia ludziom na ekranie. Osoby te zawsze wiedzą czego bohater robić nie powinien, chociaż doskonale zdają sobie, że i tak ich dobre rady nigdy nie były brane pod uwagę podczas tworzenia scenariusza. Znacie też pewnie takich, którzy się zapowietrzają, takich, którzy piszczą lub też bez przerwy się śmieją. Film filmem, ale co się dzieje z ludźmi, którzy nagle w realu oglądają „Oszukać przeznaczenie”? Zapewniam Was, że każdy reaguje inaczej.



Metro funkcjonuje w świadomości mieszczuchów jako najszybszy transport, który potrafi uniknąć korków i dowieźć swoich pasażerów z jednego końca miasta na drugi wyjątkowo w kilkadziesiąt minut. Z drugiej strony jest to jedyne takie miejsce, w którym, w godzinach szczytu, możemy zagwarantować najmniejszą ilość powietrza na głowę w jednym wagonie. Niemniej jednak z założenia pozostaje niekorkującym się najszybszym transportem miejskim. Czasem też podmiejskim, ale rozmawiamy o Polsce, więc się nie wygłupiajmy. To, że Nasz kraj i nasza stolica lubi prostotę i minimalizm wiadomo nie od dzisiaj. Wyjątkowi jesteśmy na skalę światową, tym bardziej, że żadnemu terroryście chyba nawet się nie przyśniło podkładać bomby akurat na naszych dwóch nitkach. Niteczkach! Zdarzają się jednak takie dni, kiedy akurat Twój przedział staje w środku ciemnego tunelu, a Tobie do głowy przychodzą najprzeróżniejsze filmowe scenariusze. I miło byłoby, gdyby ludzie zechcieli powtórzyć scenę uwiecznioną na YouTube milion… lat jutjubowskich temu:



Świadomie i z dużą ilością dowodów na poparcie swojej tezy mogę zaprzeczyć słowom Ryszarda Rynkowskiego, iż życie jest nowelą. Autorowi pewnie chodziło tutaj o długość, wiec w ogóle się nie zgadzam, bo jak utkniesz kiedyś między stacjami metra, to gwarantuję, że będzie Ci się dłużyć. Jednocześnie w Wikipedii napisali, że charakteryzuje się taka nowela „sprawnie skrojoną akcją główną, mocno udramatyzowaną, która zmierza do punktu kulminacyjnego”. Dodatkowo trudno w metrze o opisy przyrody, natomiast można się pokusić o szczegółową charakterystykę postaci. Ba! zrobiłabym nawet tabelę porównawczą, wykres słupkowy i spróbowałabym prognozowania. Po pierwsze w takich udramatyzowanych czasowo sytuacjach łatwo zauważyć kto emeryt, kto korposzczur, a kto na wagarach i szczęśliwy, że poza zasięgiem (prawda jest taka, że w warszawskim metrze zazwyczaj zasięg jest, ale udramatyzujmy). Charakterystyka odhaczona, więc śmiało można powiedzieć, że na powtórkę z YouTuba nie ma co liczyć (patrz film wyżej). Na początku nikt nie panikuje, tylko niektórzy zaczynają coś mruczeć pod nosem, że „akurat ja”, „za jakie grzechy”, „jak mi się właśnie śpieszy” etc. Dzieci tylko zaczynają się buntować i chcą wyskakiwać z wózków, ale poza tym spokój. Po jakiejś minucie (jeśli patrzysz na zegarek) albo pięciu (jeśli padł Ci telefon i nie wiesz co to zegarek na nadgarstku) maszynista włącza komunikat, że jest problem techniczny i w związku z tym mogą wystąpić opóźnienia. Kiedy zakładasz, że Twój przejazd zajmie Ci dziesięć minut, a liczysz czas co do trzydziestu sekund, osiem minut w plecy rujnuje Ci życie. Obmyślasz już nawet plan jak wydostać się z tego wagonu i rzucić się pod następny pociąg. Jeśli natomiast jesteś studentem, którego okienko między zajęciami wygląda jak okno nowoczesnego, przeszklonego biurowca nawet godzina nie zrobi Ci różnicy. Pod warunkiem oczywiście, że masz dostęp do internetu, bo przecież ile można obserwować zachowania zwykłych śmiertelników. Niezależnie od tego kim jesteś zaczynasz wyczuwać coraz bardziej nerwową atmosferę w stylu „ciekawe kto uratuje świat przed zagładą jeśli mnie stąd za chwilę nie wypuścicie”.

Skoro jesteśmy już przy zagładzie to wyobraź sobie teraz, że jesteś kobietą dwadzieścia plus, która na co dzień jakoś szczególnie nie panikuje, ale naoglądała się za dużo filmów akcji, więc czujesz, że zaczynasz mieć problem. Właśnie dociera do Ciebie, że stoisz w środku ciemnego tunelu i chociaż w wagonach jest elektryczność, to straciliście łączność z resztą pojazdów na Waszej trasie, a na następnym przystanku nikt się z technicznych jeszcze nie zorientował się, że macie jakby… opóźnienie i absolutnie nikt o niczym nie wie. Najchętniej byś usiadła, ale nie widzisz w pobliżu wolnych miejsc, a boisz się ryzyka bycia w ruchu, więc ustawiasz się w strategicznym rozkroku na szerokość bioder, bokiem w kierunku jazdy, lekko uginasz kolana (tak, żeby nikt się nie zorientował, że Ty już wiesz co nastąpi), mocno chwytasz się poręczy i napinasz mięśnie wyczekując silnego uderzenia nadjeżdżającego z poprzedniej stacji pociągu. W trakcie długich chwil próbujesz dojrzeć czy akurat w pobliżu którychś drzwi jest jakieś wgłębienie w tunelu, żeby można się było schować albo jakieś drzwi cholera wie dokąd, ale światło w wagonie odbija jedynie twarze współpasażerów utrudniając Ci zrobienie rekonesansu otoczenia. Tak, to tylko tunel, ale Ty jesteś kobietą dwadzieścia plus, która naoglądała się za dużo filmów akcji! Po jakiejś chwili przez głośniki słyszysz spokojny głos zestresowanego maszynisty, który mówi, że „mamy problemy z przyrządami sterowania, będziemy mieć kilkuminutowe opóźnienie” w związku z czym prosi o cierpliwość i zachowanie spokoju. OK, myślisz. Nic w nas nie uderzy już wiedzą, że jest jakiś problem. Rozluźniasz mięśnie i znowu obserwujesz ludzi dookoła. Wszyscy wyciągają telefony, niektórzy parskają przy tym krótkim śmiechem, i zaczynają energicznie klepać w swoje klawiatury. Jedni wysyłają sms do rodziny, że żyją inni dzwonią do szefów, że spóźnią się kilka minut, bo utknęli między stacjami (prawda jest taka, że żadnych sms nikt nie pisze, tylko wszyscy włączają fejsbuki i tłitery i klepią jak jeden „hasztagmetrotakieszybkie”), ale Ty jesteś kobietą dwadzieścia plus, która… i nie myślisz do końca racjonalnie. Do centrum jeszcze kilka stacji i zaczynasz się obawiać, że śródmieście pewnie zostało już zbombardowane. Zaczynasz powątpiewać w zapewnienia maszynisty o rzekomej usterce technicznej, ale zachowujesz spokój wierząc, że wiesz więcej niż reszta gatunku. Tym samym nie wyciągasz swojego telefonu, żeby nie przeciążać sieci i tym samym, idąc w ślady maszynisty, zagwarantować tajnym komórkom rządowym dostęp do wszystkich dróg komunikacji z wojskiem. Przez moment w Twojej głowie jawi się wizja terrorystów i bomby w metrze, ale przypominasz sobie, że jesteś w Polsce. Chwilę później pociąg rusza.
Zdajesz sobie, że masz nie po kolei w głowie, ale się tym nie przejmujesz, przecież nikt nie czyta w Twoich myślach. Na najbliższej stacji wysiada kilka zdenerwowanych osób, w zamian wsiada kilku ponurych i kilku uśmiechniętych ludzi i jeden przystojny chłopak gdzieś w Twoim wieku. Odjeżdżacie. W połowie drogi, w ciemnym tunelu, pociąg staje jak zaklęty. Chce Ci się śmiać i czujesz się mądrzejsza od tych, co dopiero wsiedli. Ograniczasz się jedynie do troszeczkę szerszego uśmiechu, bo nie chcesz wyjść na idiotkę przy tym przystojnym. Mimo najszczerszych chęci wraca do Ciebie, jakkolwiek irracjonalna, wizja podłożonej przez terrorystów bomby. Tym razem świadomie piszesz w swojej głowie dramatyczny scenariusz wydarzeń ze szczęśliwym zakończeniem, gdzie Ty i przystojny kończycie razem, połączeni więzami tragicznych wydarzeń z pewnego jesiennego przedpołudnia, kiedy to cudem uniknęliście śmierci. Pociąg, a jakże, znowu rusza. Przystojny wysiada bez słowa na następnej stacji, a Ty przez kolejne dwa odcinki wleczesz się z prędkością samochodów stojących w korku, chociaż w teorii jedziesz najszybszym transportem miejskim. W tym czasie nadrabiasz zaległości z polskiej polityki, wyświetlane na ekranach i wynajdujesz kilka naklejek z technicznymi poradami dla pasażerów.

Kiedy już przestaniesz być kobietą dwadzieścia plus… i zaczniesz być sobą, możesz na zimno stwierdzić, że podróż metrem zazwyczaj oszczędza czas, ale czasem zdarza się, że zapewnia też mnóstwa atrakcji. Nie jest dobrze, kiedy komuś śpieszy się do pracy czy na służbowe spotkanie albo kiedy dzieje się to w godzinach szczytu. Jednak ile się wtedy człowiek może o drugim człowieku dowiedzieć, a ile się później może naopowiadać, to nikt nie policzy. W ogóle jakiś student z kierunku transport i coś tam mógłby popełnić na spółkę z jakimś studentem kierunku psychologia publikację naukową na temat technicznych i społeczno-psychologicznych konsekwencji wymuszonych awariami postojów pociągów metra między stacjami. Dociera jednak do Ciebie, że nikt się jeszcze tego nie podjął i prawdopodobnie nigdy nie podejmie, bo albo trzeba byłoby wybudować nową nitkę metra w celu przeprowadzania eksperymentów albo znaleźć ludzi, którym się nie śpieszy. Dojeżdżasz do swojej stacji i już po niespełna dwudziestu ośmiu minutach podróży stawiasz pierwsze kroki na posadzce stacji Centrum. Za sobą słyszysz dźwięk zamykających się drzwi a obok zdenerwowaną matkę, która wystarczająco głośno upomina swoje dziecko, że aż tak jej się nie śpieszy, żeby wskakiwać do pociągu tuż przed zamknięciem się jego drzwi.



fot. www.pbs.org
fot. politykawarszawska.pl

P.S. Tekst ten dedykuję mojej przyjaciółce, która niedługo przeprowadzi się do tego cudownego miasta jakim jest Warszawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz